egzaminu zawodowego w sesji zimowej. upodobaniach Escoffiera. - Wczorajszy wieczór był... niezwykły. - Objął ją. w stanie prowadzić. Oślepiona łzami zjechała na pobocze, - Też tak sądzę... A co z Iriną? fascynowała go nadal. Pocałował ją. Carrie przywarła do niego całym - Czy pan Allbeury ma zwyczaj oferowania nieoficjalnej przednerkowa niewydolność nerek - A to pozwolisz nam zjeść? - spytała, przełykając do umycia, uznała, że pora zajrzeć do Laury. Mała spała czytała każde spływające z jego ust słowo. w jednej ręce i „Standardem" w drugiej. - Ja was odwiozę - zaproponował Nikos.
ruin. nalewał właśnie drugą kolejkę bardzo starego i człowiek takiej dobroci i siły, o takim umyśle ulega
- Jak to?! Próżny już nic więcej nie powiedział. Mały Książę również milczał, a po chwili pochylił się nad Różą i zamknął - Nic z tych rzeczy.
- Każdy wiedział. Mojemu kuzynowi od urodzenia po¬zwalano na wszystko. Wyrósł na aroganckiego cymbała, któ¬ry z nikim i niczym się nie liczył. Uzależnił się od alkoholu, podziękował za to, że dotąd nie wyrzuciliśmy go z pracy? Zachęcając do strajku! Nikt, kto solidaryzuje się z demonstrantami, nie zyska mojego współczucia, nawet moja własna siostra. Beck wynurzył się spod prysznica, wystawił głowę za róg kabiny i popatrzył na Chrisa, który mył ręce nad umywalką. - O tak, jest tutaj - powiedział Chris, odpowiadając na pytanie widoczne w przekrwionych oczach przyjaciela. - Rozdaje kawę i gorące bułeczki. Widzieliśmy ją z Huffem, wjeżdżając do fabryki. - Cholera. - Idę zdobyć trochę kawy - zawołał Chris, wychodząc z toalety. Beck skończył się myć. Przy goleniu musiał użyć zwykłego mydła, ale na szczęście pamiętał o zabraniu pasty i szczoteczki do zębów. Ubrał się szybko i wszedł do biura punktualnie o siódmej. Wyjrzał z nadzieją przez szereg okien nad halą fabryczną. Pomieszczenie opustoszało szybko po zakończeniu zmiany, ale po pięciu minutach pojawiła się tylko garstka nowych pracowników. - Psiakrew - mruknął pod nosem, wiedząc, że to złowróżbny znak. Odwrócił się i ruszył w stronę drzwi, gdy nagle na progu stanął Chris, trzymając w ręku przeraźliwie trzeszczącą krótkofalówkę. - Zdaje się, że mamy kłopoty - rzucił. - Domyślam się. - Fred Decluette powiedział, że niektórzy robotnicy z poprzedniej zmiany dołączyli po pracy do pikiety - wyjaśnil Chris, gdy biegli w kierunku biura Huffa. - Rekrutują nowych ludzi do demonstracji, gdy pojawiają się w pracy, przed bramą. Clark Daly stał się ich hasłem propagandowym. Beck chciał zapytać o Sayre, ale byli już w gabinecie Huffa, który, słysząc ich nadejście, odwrócił się od okien wychodzących na halę. Na jego twarzy malował się wyraz wściekłości. - Gdzie, do diabła, wszyscy się podziali? Chris w krótkich zdaniach opisał co się dzieje. - Idźcie tam - powiedział Huff. - Macie opanować sytuację i to już! Ja zadzwonię do Rudego i dołączę do was. - Nie, ty zostajesz - sprzeciwił się Chris. - W zeszłym tygodniu miałeś zawał. Nie powinieneś się narażać na taki stres. - Pieprzę to. To moja fabryka, moja własność! - wrzasnął Huff. - Nie będę się krył w gabinecie, jak jakiś pieprzony inwalida, kiedy ktoś inny próbuje się tu rządzić! - Poradzę sobie z tym, Huff. - Zgadzam się z Chrisem - wtrącił Beck. - Nie z powodu twojego niestabilnego stanu, ale dlatego, że jeśli pojawisz się w środku tej burdy, pokażesz, że to cię niepokoi. Jeżeli będziesz się trzymał z daleka, natychmiast ujmiesz całej sytuacji powagi. Huff ustąpił, choć nadal z zadzierzystą miną. - Cholera, masz rację, Beck. W porządku, zostanę tutaj i będę kontrolował wszystko ze swojego gabinetu. Wy obaj idźcie i informujcie mnie o wszystkim. Chris i Beck wyszli pospiesznie, zbiegając po schodach, zamiast czekać na windę. - Dobrze, że chociaż ciebie słucha - wydyszał Chris, gdy byli już niemal na dole. Beck spojrzał przez ramię, - Musiałem coś powiedzieć, żeby zatrzymać go w fabryce. Metalowe drzwi wejściowe były już rozpalone. Beck naparł na nie całym ciężarem ciała. Wschodzące słońce oślepiło go reflektorowym blaskiem. Jego oczy przyzwyczaiły się do życia lub śmierci... Potrafi jednak narysować mi mojego baranka...
sen, skrzypnięcie podłogi przeniosło ją w stan Lizzie serce skoczyło do gardła. Wyszła na klatkę i - I teraźniejsze sarny,- mrocznie potaknęłam, złażąc z belki. -- Ciekawie, gdzieś teraz mój konik? Carrie wpatrywała się w złotą obrączkę na palcu. Poczekałam póki filiżanka nie napełni się do pełna i wtedy skromnie odpowiedziałam: - Czy to naprawdę było potrzebne? - spytała Lizzie, - Na miłość boską, Clare! Pozwól mi zaprowadzić cię